Witam Was kochani.Z góry przepraszam za to moje robienie i pisanie na raty ale to są moje pierwsze kroki w tym całym blogowaniu i do tego jeszcze mój mały Karolek jest takim cycusiem że nie daje mi spokojnie dokończyć pierwszej mojej pracy z farbami Anni Sloan.
Ale do sedna...
Po rozebraniu ramek na części pierwsze najpierw wyczyściłam je wilgotną szmatką nasączoną delikatnie płynem do naczyń a następnie położyłam pierwszą warstwę farby. Moja uwaga-tą farbę trzeba nakładać grubiej-tzn mniej oszczędnie.Ja tak właśnie zbyt cienko nakładałam i były prześwity. Farba jest taka aksamitna,bardzo przyjemnie się nią maluje. Miałam zły pędzel-jest za wąski i delikatny-nie widać faktury jaką chciałam uzyskać.
Wskazówka-w internecie odgapiłam pewien myk,mianowicie aby nie brudzić puszki wycierając o nią raz po raz namiar farby-trzeba nałożyć na nią większą gumkę recepturkę ;) Po 20 minutach pomalowałam drugą warstwę. Na następny dzień kawałkiem koszulki zawoskowałam ramki. Wosk delikatnie pachnie pastą do butów.Bardzo przyjemnie się nim pracuje. Wierzcie mi,bardzo się stresuję tymi pierwszymi próbami.
Uwaga.Jedna ramka miała taką złotą powłokę co niestety sprawiło że w tych miejscach farba zrobiła się żółta.
Pytałam się w sklepie i babeczka zaproponowała mi kupno tzw Blokera na takie dziwne złocenia przed malowaniem właściwym itp. Na następny dzień kupiłam ciemny wosk Annie Sloan.
Nabierałam go na kawałek białej szmatki i przecierałam tu i tam aż w końcu skończyłam swoje pierwsze dzieło.
No i niestety tam gdzie zbyt mało farby położyłam były prześwity (myślałam że jak upapram ciemnym woskiem to te miejsca znikną ale niestety zostały (niby tak ma wyglądać postarzenie w moim wydaniu ;)
Obiecuję że następne moje dzieła będą już wykonane metodą expresową :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz